Post pożegnalny - dlaczego JLFS wypisał się z mediów społecznościowych.
Poniżej treść mego pożegnalnego posta w dzień opuszczenia Facebooka, bym wszystkich zainteresowanych mógł odsyłać do niego, zamiast od Facebooka.
CZEŚĆ wszystkim! Oto on, mój ostatni post. Pierwotny plan był taki aby przygotowywać się do niego miesiącami, ze starannością szykując i wymieniając wszelkie argumenty, by w rezultacie uzyskać piękny, obszerny schludny esej który następnie zamieściłbym tu by po wieki wieków straszył na samej górze.
Ale zamiast tego zasiadam do tego posta jak zwykle, o poranku w dzień 8 marca kiedy to wypisuję się z w/w szamba, starając się jak border koli zagonić rozmaite argumenty, wonty i pełne goryczy spostrzeżenia krążące wewnątrz głowy by chociaż ogólnie podać moje powody dla tego odejścia.
Ale spróbujmy jak najprościej. Cały kryzys interakcji międzyludzkiej, całe spłaszczenie struktury internetu, wszelkie wynaturzenia, psychopatie, nienormalne kompleksy i chore etosy z którymi mamy do czynienia ostatnimi czasy to wynik oddziaływania mediów społecznościowych.
Inne patologie które zawdzięczamy erze mediów społecznościowych:
Przymuszenie artystów, ludzi z natury wrażliwych, skupionych do wewnątrz, twórczych w sposób nieoczywisty zależny od nieprzewidzianych porywów natchnienia – do odgrywania jednocześnie roli charyzmatycznych influencerów, autorów materiałów promocyjnych, reżyserów porywających rolek, specjalistów od SEO uzależniających swój “Content” od kaprysów algorytmu i wyników statystyk, oraz tego kiedy statystyczny ich odbiorca spożywa obiad albo kończy szkołę.
ogromna fala depresji, niedowartościowania, niesprawiedliwości które odczuwają zwykli, uczciwi, normalni ludzie porównując swoją szarą niewdzięczną codzienność ze starannie wycyzelowanymi przebitkami podkoloryzowanych wypadów na wakacje, imprezy i plaże opisanymi jako dzień jak co dzień przez cynicznych influenserów.
ogromna fala hejtu, ludzi szczujących jednych na drugich, polityków zatrudniających specjalistów od SM by z odbiorców facebooka wybierać tych najsłabszych, najbardziej podatnych na emocjonalny przekaz – by jak najskuteczniej nakręcić sztuczne konflikty i nieistniejące kryzysy i z naiwnych odbiorców postów stworzyć pełną nienawiści, toczącą pianę armię.
generalny zalew fałszywości, cynicznie tworzonych bezsensownych treści, przewagi emocji nad faktem, wykrzykników nad jasnymi stwierdzeniami, jazgotu nad spokojnym, rzeczowym tonem, wściekłych kolorów nad spokojną tonacją – słowem zrobienie z nas wiecznie niecierpliwych 6-latków z ADHD, pożerających kontent w kilkusekundowych dawkach i po chwili polujących na kolejny strzał dopaminy.
Plagę FOMO, stanów nerwicowych i ciągłego poddenerwowania w świecie wiecznie wyskakujących powiadomień lub panicznego strachu gdy tych powiadomień nie ma, a być powinny. Jak również coraz większego rozdrobnienia uwagi i nieumiejętności skupienia się na czymkolwiek co trwa dłużej niż 5 minut.
Być może to jest mój największy żal, ale świat zapomniał właściwie o głównym celu istnienia internetu – by każdy miał tam swoją przestrzeń, by mógł odkrywać nieskończone przestrzenie innych – słowem, bycia podróżnikiem i panem swego własnego małego świata. Wielkie korporacje z podróżników zmieniły nas w śliniące się dwulatki. Usadzone w foteliku, otwieramy buzię połykając malutkie kawałki tego co wielka mądra firma akurat uzna za najbardziej stosowe dla nas. Strony! Blogi! Fora! Portale! Wortale, wikistrony i webringi! Czaty i społeczności, ale takie prawdziwe a nie nominalne. To wszystko musi wrócić. Gdy one rządziły, internet był najzdrowszy.
Cel tych aplikacji z komunikacji przeszedł niemal całkowicie na zysk. Zarabiają przede wszystkim właściciele platform – na naszych danych, którymi handlują z kim popadnie, na naszych lekach i strachach, na naszych nadziejach i zainteresowaniach. Zarabiają firmy którzy te dane wykorzystują żeby uderzyć nas tam gdzie jesteśmy najsłabsi, odkryć nasze lęki i wmawiać nam że to po prostu potrzeba handlowa.
Zanik kontaktów międzyludzkich – tu muszę przyznać że to dzięki mediom poznałem bardzo wiele fantastycznych postaci z którymi do dziś czuję się związany i pozostaję w kontakcie. Ale umówmy się – jaki procent wchodzenia na facebooka przeznaczacie na odnowienie znajomości, sprawdzenie co słychać u rodziny? Mechanizmy wypracowane przez specjalistów od naszych mózgów i koncentracji gwarantują że w ciągu dwóch minut zaczniemy przeglądać sensacyjne nagłówki, ciekawostki ze świata motoryzacji, ludzi robiących sałatki i mieszających farbę. A co tam u znajomego? Już zdążyliśmy o nim zapomnieć.
Wytworzenie sztucznych potrzeb, sztucznych uczuć, sztucznych lęków nie mających nic wspólnego ze światem rzeczywistym, biologicznym. W jakiś sposób uwierzyliśmy że przewijanie przez pół godziny palcem durnych kilkusekundowych filmików to produktywne spędzanie czasu i sposób na uspokojenie tętna i mózgu. Uwierzyliśmy, że wciśnięcie ikonki palca lub serduszka znaczy tyle samo co powiedzenie komuś miłego słowa albo przeczytanie do końca jego artykułu. I vice versa, uwierzyliśmy że to ilość obejrzeń czy wciśniętych przez ludzi obrazków świadczy o tym czy nasze dzieło sztuki, piosenka, artykuł jest coś wart, czy też nie.
I nade wszystko, co może najokrutniejsze: Uwierzyliśmy że to jedyny możliwy internet. Że interakcja tak właśnie musi wyglądać, że nie ma innego wyjścia. Moje dzieci są święcie przekonane że tak właśnie wygląda używanie sieci – ciągłe przeglądanie idiotyzmów podsuwanych przez algorytmy, bez żadnej interakcji z innymi ludźmi. Wszyscy – artyści, twórcy, pisarze, autorzy czegokolwiek miarodajnego i wartościowego – zgodzili się brać w tym udział, zgodzili się że robienie z siebie małpy, filmowanie każdego zakątka swego życia to niezbędny mus dla monetyzacji czegokolwiek. I zapomnieliśmy o tym że każdy może mieć swoją przestrzeń (stronę, blog) na której może podejmować konwersacje na totalnie swoich warunkach (fora, czaty, sekcje komentarzy) i publikować i wysyłać treści do absolutnie przez siebie wybranych odbiorców (mailingi, RSS) na swoich własnych zasadach. To wszystko jest, i jest od dawna! Wystarczy do tego wrócić i odejść od śmietnika tonącego w chaosie, w który już dawno zmienił się FB (a instagram będzie następny ze swoim uzależnieniem od rolek).
Tam właśnie idę, i tam zapraszam i was. W przyczepionym na górze poście zostawiam listę miejsc gdzie mnie odnajdziecie. A ten post niech wisi na górze. Mam nadzieję, że prędzej czy później większość z was dojdzie do takich wniosków jak ja. Szkoda psychiki, szkoda czasu, szkoda życia, naszego poczucia wartości, naszgeo poziomu stresu, zmartwień i koncentracji. Wielki świat czeka, również w sieci. Zapraszam i do zobaczenia.
8 marca 2024